czwartek, 4 sierpnia 2016

Jak Pis-owcy wychowują swoje dzieci

Nastała era Peace and love. Co to w praktyce oznacza ? Slogan Ferdka Kiepskiego: „… zamiast pracy taniec i śpiew” ? Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 100 milionów w walucie polskiej ? Może sprawiedliwy podział dochodu narodowego w postaci ponadpartyjnej pracy prezesa po godzinach, który przebierałby się w zielony kostium Robin Hooda i okradał bied… znaczy, bogatych ? Przesłanie wydaje się jasne. Pogrążyliśmy się w dobrobycie. Koniec ze sporami, które kończyły słowa: „Spotkamy się w sądzie”. W dawnych czasach dżentelmen rzuciłby rękawiczką i zakrzyknął w eter, że żąda satysfakcji. Rzekłszy po mandaryńsku, basta. Dzisiaj, w chwili obecnej, nie ma już żądań. Każdy jest zadowolony. Spełnił się sen Tomasa Morusa o Utopii. 


I nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne ! To w istocie ponadczasowe hasło staje się według mnie punktem odniesienia dobrej zmiany. Stopa życia przygniata… oczywiście, że źle się wyraziłem, miałem raczej na myśli już nawet nie śladową, ale wyraźną poprawę warunków (od) bytu i konsumpcji. Masz ochotę zobaczyć z bliska Mur Chiński ? Nie ma problemu. Wyspy kanaryjskie ? Proszę bardzo. Lot na księżyc ? Rozumiem, rezerwacja dla całej rodziny, All inclusive. Prom kosmiczny zapewnia pożądany luksus, państwo refunduje bilet w jedną stronę. To zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
O czym to miałem wspomnieć ? Już wiem. Potomstwo. Naprawa demograficzna. Czasem niezrozumiała jest biologia. Znam świetnych, porządnych i odpowiedzialnych ludzi, którzy- pomimo starań- stoją w miejscu ze spłodzeniem dziecka. Nie będę kategoryzował, że ci, a ci zasługują bardziej, czy mniej. Nie mniej, obserwując otoczenie, ponad 90% nie jest predysponowana do wychowywania dzieci. Nawet chomika na weekend bym im nie powierzył, a co dopiero dziecko na dożywocie. Trudno. Życie toczy się dalej.
Na szczęście przywództwo zobowiązało się wprowadzić kraj w świetlaną przyszłość. Przyszłość budują dzieci. W tym właśnie celu wykorzystuje się naukę i prewencję. Oto prosty przykład. Jeśli dziecko zachowuje się nagannie, rodzic (jeśli ma za grosz taktu) powinien cierpliwie wytłumaczyć problem i przestrzec w słowach: „Bo przyjdzie pan Tusk i zabierze cię do Brukseli”. Genialne. Prawda ? W przypadku lepkich rączek, także przewidziano odpowiednie przestrogi: „pan Ziobro przygotował już, syneczku, celę dla ciebie, wyjdziesz na wolność po 30-stce.” Czołem! 

niedziela, 31 lipca 2016

Nieuchwytny papież

W zeszłym roku, podczas październikowego święta mrozu i ukształtowanej przez pogodę mody pociągania nosem (wprawdzie niektóre undergroundowe kręgi całoroczny katar traktują jako normę, a JP jest tylko na 50%, bo strach jest silniejszy, niż życie na pół gwizdka) oszukałem przeznaczenie i zafundowałem sobie turystykę po słonecznej Italii. Nie kierowałem się, rzecz jasna, własnymi pragnieniami i marzeniami, ale dyrektywami Komisji Europejskiej, by wspierać dochód narodowy krajów balansujących na krawędzi bankructwa. Czy tak ciężko pojąć bezinteresowność we wspieraniu nieróbstwa i wylegiwania się na plaży Włochów i Greków?

Źródło: zasoby własne



Tak czy inaczej, przewrotny los zaprowadził mnie na audiencję do papieża. Pośród tajemniczych murów Watykanu, gdzie spisek to chleb powszedni, a Anioły prowadzą odwieczną walkę z Demonami, stałem w kolejce pod bramkami już od 5 rano. Dookoła mnie nieodrobaczeni ludzie kręcili się i narzekali we wszystkich językach świata. Dało się nawet usłyszeć kilka niecenzuralnych słów w języku polskim. Nie muszę ich chyba cytować.

Gdy dotarłem do bramki na granicy tego największego państwa na świecie, widziałem zarekwirowane: noże, paralizator i niezliczoną ilość butelek piwa. Wystarczyłoby na dobrą imprezę i bójkę kiboli na stadionie. Serio, niektórzy ludzie mają prawdziwy kocioł w głowach. Iść do Watykanu i brać ze sobą alkohol? W sumie zrobiłbym tak samo, ale wziąłbym browarki w puszkach. Trąci amelinium, ale... żaden czujnik nie wykryje. Chyba. Pewnie orientujesz się, jak wygląda zachowanie głodnego wrażeń turysty na wakacjach? Nie mówię w tym miejscu o niepodrabialnym w świecie polish style, czyli skarpetki i sandałki. Mam raczej na myśli cykanie zdjęć na każdym kroku i w każdej możliwej sytuacji. Żaden szanujący się fotograf nie pogardziłby autorskim zdjęciem papieża. Też wyszedłem z takiego założenia, chociaż fotograf ze mnie marny, a już na pewno nie z kategorii: ,,szanujący się".

Opis następnych kilku godzin pominę.
Czekanie... Czekanie... Czekanie...

W końcu wyjechał na swoim popemobile. Ludzie oszaleli. W emerytki wstąpiła kolejna młodość, nabrały wigoru i krzepy w taranowaniu swoich przeciwników w drodze do barierek. Okazałem się sprytniejszy, bo ustałem na krześle z przygotowanym aparatem. Ale... kto się śmieje, ten się śmieje ostatni. Gdyby faktycznie chciały mnie wyśmiać, widziałbym mlaskanie ich bezzębnych szczęk. Powyżej zaprezentowałem efekt mojego chytrego planu. Kompletna klapa. Fakt, wykonałem zdjęcie, ale później zestresowałem się i pomieszałem w ustawieniach, zostając z posmakiem widoku Franciszka na żywo. Mam zamiar napisać do niego bardzo oficjalny list, w którym poproszę, aby jeździł swoją bryką troszkę wolniej.